Kontynuacja poprzedniego wpisu. Drugi dzień na Islandii ponownie przywitał nas deszczem. W pierwszej kolejności udaliśmy się zobaczyć gejzery. Sławetny Geysir jest nieaktywny, ale obok jest drugi, który jest sztucznie wzbudzany do wybuchu co kilka minut. I daje to spektakularne efekty.
Następnym celem był wodospad Gullfoss. Kolejne dość tłumnie jak na warunki islandzkie odwiedzane miejsce.
Dzień był pełen atrakcji, a właściwie wodospadów. Kolejny był Seljalandsfoss znany z tego, że można go zobaczyć od kuchni. Zresztą sami zobaczcie. Tuż obok znajduje się mniej odwiedzany, a równie ciekawy Gljúfrafoss, ukryty w skale. Gorąco polecam!
Jakby było nam mało … to jeszcze na dokładkę Skógafoss. Z tego wodospadu wiedzie także pieszy szlak do Þórsmörk, z możliwością noclegu po drodze w chatce Fimmvörðuháls. Ta dróżka była moją obsesją, którą jak się okazało po latach zrealizowałem.
Następnie kierowaliśmy się dalej na wschód. Z dala widzimy pierwszy lodowiec, więc padła szybka decyzja – podjeżdżamy bliżej. Jak się później okazało, był to Mýrdalsjökull, a dokładniej jego fragment zwany Sólheimajökull. Co najlepsze, udało się nam na niego wejść! 🙂 Nie jestem pewien, czy dzisiaj jest to możliwe i legalne.
Dzień wydawał się nie mieć końca (w czerwcu w ogóle się nie kończy). Na zegarku wybiła godzina 22:30 i zaczęliśmy się zastanawiać nad miejscem na kamping. Według mapy, 20km wgłąb Islandii jest kamping zwany Þakgil. Droga nie budziła zaufania i ciągle mieliśmy wrażenie, że zaraz się skończy.
Co czeka nas na końcu?
I … jesteśmy w Þakgil. Kemping na szczęście był czynny (od 1 czerwca do 30 września). Pomimo takiego odludzia był tutaj ciepły prysznic, ogrzewany gazem – więc i płatny. Przy większej ilości osób można było liczyć na rabat 🙂 Więcej informacji można znaleźć tutaj. Rano czeka nas taki widok:
Tereny wokół tego kempingu mają niesamowity potencjał trekkingowy. Totalna pustka, zaś niektóre ścieżki prowadzą wprost w głęboki interior. I to jest zgubne … bo po zdobyciu szczytu widzimy tylko kolejne, wyższe. I tak bez końca. Zdecydowanie polecam zostać tu dłużej niż jedną noc.
Po 2 godzinach trekkingu daliśmy za wygraną ze względu na intensywny deszcz ze śniegiem i zimno. Ówczesny brak kondycji dawał się we znaki. Wyruszyliśmy więc na cypel Dyrhólaey. Tylko 30km … i cieplej o 10 C (+15 C).
Obecnie nie da się wejść na tą plażę, którą tutaj widać. Po rozgrzaniu się w słońcu kierujemy się dalej na wschód. Przerwa na postój? Nie ma problemu, zróbmy to na środku drogi (bo i tak nic nie jedzie). 🙂 Obecnie zdecydowanie to odradzam. Jest to zakazane, a ruch wielokrotnie większy niż w 2014 roku.
Mijaliśmy kolejne lodowce, by w końcu zobaczyć laguny lodowe Jökulsárlón i Fjallsárlón!
Jakby było mało atrakcji, to jeszcze …
Jesteśmy coraz bardziej na wschodzie wyspy. Gdzie tym razem czeka nas nocleg?