Jedna z moich pierwszych przygód, która była dla mnie punktem zwrotnym jak planować podróże. Wszystko to działo się w kwietniu 2013. Szkocja bez planu? Wbrew pozorom plan był – i to bardzo dokładny, przemyślany i napięty. Ale rozsypał się w kawałki 3 godziny przed odlotem. I to było najlepsze co mogło się stać! 🙂

No to od początku. Plan wyglądał tak. Mieliśmy wynajęte auto za bardzo śmieszne pieniądze – 300zł za 4 dni w Sixt. Miało ono być naszym podstawowym środkiem transportu. Nie interesowaliśmy się publiczną komunikacją, ponieważ chcieliśmy być wolni i niezależni. Dodatkowo Szkocja jest niezbyt zaludniona, więc z góry założyliśmy brak innej możliwości. Planowo było nas 4 osoby – wszystko zarezerwowane, noclegi, bilety lotnicze kupione, spakowani. Czekamy w mieszkaniu w trzech na czwartą osobę. Trzy godziny przed odlotem ta osoba dzwoni i mówi:

  • Nie jadę.

I w tym momencie cały plan się rozsypał. Dlatego, że na tą osobę było wynajęte auto. Nikt inny z nas nie miał karty kredytowej (studenckie życie) – to była wówczas podstawa do wynajęcia. Trochę załamani, ale próbujemy odwoływać natychmiast noclegi. Udało się z jednym. W pozostałych był wpłacony 10% depozytu. Jak się nie pojawimy, to tylko ta część przepadnie. W trójkę wspólnie ustalamy, że jedziemy na lotnisko. W najgorszym przypadku te 5 dni spędzimy w Edynburgu, na miejscu będziemy się zastanawiać co robić. Może jakimś cudem to auto jednak wynajmiemy?

O 1 w nocy trafiamy do hostelu w Edynburgu i idziemy spać. Nazajutrz wstępujemy do wypożyczalni, tłumacząc sytuację. Nasze auto czeka, ale zgodnie z oczekiwaniami nie mamy możliwości wynajęcia. Zrezygnowani idziemy do informacji turystycznej. Pokazujemy na mapie gdzie chcemy się dostać, bo tam mamy noclegi. Pani sugerowała bilet kilkudniowy na autobusy. Kosztował tylko 40 GBP, ale były tylko 2-3 kursy dziennie na większości tras. Nie byliśmy przekonani. W przewodniku Pascala doczytaliśmy, że jest specjalny bilet na pociąg dla turystów. Udaliśmy się na stację kolejową. Pani potwierdziła. Jest taki bilet jak „Freedom of Scotland”, uprawnia do nielimitowanych przejazdów koleją przez 4 dni. I kosztuje 135 GBP. Dojedziemy nim wszędzie gdzie mamy noclegi! (obecnie bilet jest zwany Spirit of Scotland, warto zwrócić uwagę na pewne ograniczenia w godzinach szczytu. Warto odbierać darmową miejscówkę wcześniej w kasie)

Freedom of Scotland Bilet Szkocja

Na studencką kieszeń było to bardzo dużo. Pani zasugerowała, że może nam wyrobić kartę zniżkową do 25 lat za opłatą, która w ostatecznym rozrachunku obniży cały koszt o 15 GBP. Ale musimy mieć zdjęcie do tej legitymacji. Udajemy się więc do automatu ze zdjęciami, wracamy po 10minutach i już po chwili stajemy się posiadaczami biletu bez limitów. Dodatkowo Pani poświęca nam blisko 30 minut na porady co warto zobaczyć na trasie. Była niezwykle miła i pomocna. W końcu humor nam się poprawił. I wsiadamy do pierwszego pociągu w stronę Dundee. Jak się później okazało, bilet działa na każdy rodzaj transportu i każdą klasę pociągu. Tam gdzie pociąg nie może, to autobus. A gdzie autobus nie może – tam prom. Łącznie skorzystaliśmy z 9 pociągów, 4 autobusów i jednego promu. Bilety kupowane osobno wyszłyby zdecydowanie drożej. A co było także świetne – w pociągach można pić alkohol (tak, studenckie życie). Cydr stał się naszym nieodłącznym towarzyszem.

Naszym celem było Inverness, ale po drodze mieliśmy kilka przesiadek. Pierw Leuchars, potem Dundee, Aberdeen, by w końcu dojechać do celu, Inverness przed zachodem słońca. Widoki przez całą drogę były świetne! W każdym pociągu było miejsce, były szybkie, ciche i bardzo komfortowe, ogrzewane i jedoncześnie klimatyzowane (wówczas w 2013 był to ogromny kontrast do polskiej kolei). Jechaliśmy nawet bardzo drogim ekspresem East Coast. Oczywiście też w cenie biletu.

Meldujemy się w hostelu w Inverness, następnie robimy zakupy. I na koniec zasłużona wizyta w barze. Nie pamiętam jego nazwy, ale był super. Miał 2 piętra. Na dole grał zespół z akordeonem i przy stolikach siedziały głównie rodziny i osoby starsze. Przy niczym innym jak piwie/whisky. Zaś na górze była wersja dla młodszych, czyli zespół rockowy i nowoczesny bar. Dla każdego coś dobrego! Po północy kładziemy się spać.

szkocja_9

Kolejnego dnia chcieliśmy się dostać na wyspę Skye. Rano jednak towarzysz podróży zasugerował, że warto zobaczyć zamek i odwiedzić Loch Ness. Akurat jechał autobus w tamtą stronę, a nasz bilet uprawniał do przejazdu. I tym sposobem odwiedziliśmy zamek Urquhart Castle. Tam zjedliśmy śniadanie – smakowało niezwykle, bo miejsce niezwykłe. Bagietka z przeceny + serek Philadelphia i polska krakowska sucha. Dalej z sentymentu wracam do tej kombinacji składników. 🙂

Urquhart Castle

Wróciliśmy do Inverness. Stamtąd mieliśmy pociąg do Kyle of Lochalsh. W mojej opinii najpiękniejsza trasa z całego wyjazdu. Przez cały czas byliśmy przyklejeni do szyby. Pociąg często się wspinał na przełęcze niczym w Alpach. Po drodze było kilka stacji, zupełnie jak małe cukiereczki pośrodku niczego. Aż chciało się tam wysiąść i po prostu zostać. Polecam!

W Kyle of Lochalsh czekał już autobus, który zabrał nas prosto na wyspę Skye, do Portee. Tam postanowiliśmy spędzić nadchodzącą noc.

Wyspa_skye

A co się działo dalej? Kolejna część.