Czy luksus może być przygodą? Chciałem się o tym przekonać. W tym celu nie wracałem z USA z grupą do Polski, mimo że miałem wykupiony bilet powrotny. W zamian za to, by urozmaicić sobie powrót – kupiłem bilet do Meksyku. Dlaczego? Bo stamtąd miałem też bilet do Polski … w pierwszej klasie. Nie mogłeś Jarek lecieć bezpośrednio z Nowego Jorku? Z Meksyku było o wiele taniej, bo tam są niższe opłaty za loty w pierwszej klasie. Na tyle taniej, że bardziej mi się opłacało kupić bilet z Nowego Jorku do Meksyku i spać dwie noce w Hiltonie. A i tak oszczędziłem 1500zł. A sam samolot będzie leciał dłużej. Co w pierwszej klasie jest wręcz wskazane. O 7 rano pożegnałem Nowy Jork.

O 10 czasu lokalnego przywitało mnie Mexico City.

Dość sprawna odprawa paszportowa, następnie Uber i melduję się o 11 rano w Hampton Inn and Suites Mexico City Centro Historico. Nocleg opłacam za 20000 punktów Hilton (opłacało się bardziej niż 120 USD). Nocleg wydawał się to na wyrost, ponieważ w mieście miałem spędzić tylko 7 godzin. Wolałem mieć jednak miejsce, gdzie mogę zostawić bagaż, wziąć prysznic i się awaryjnie zdrzemnąć. Wychodzę na miasto. Czuję się mocno nie w formie. Nie wiem, czy to niewyspana noc (5 godzin snu?), czy wysokość Mexico City (2240m.n.p.m). Myślę, że to kombinacja tych dwóch.

Samo centrum jest dość przyjemne i przyjazne. A także kompaktowe, bo wszystkie najważniejsze atrakcje znajdują się blisko siebie. Głównie jest to kolonialna zabudowa i wszechobecne targi. Na których ceny są przyjemnym zaskoczeniem, zwłaszcza po powrocie z USA. Wyciągnąłem z bankomatu równowartość 80zł. Chodząc 5 godzin i jedząc w dwóch miejscach/kupując pamiątki nie byłem w stanie wszystkiego wydać … i resztę wymieniłem z powrotem na lotnisku na dolary. Wszystkie ulice obok centrum to targi, nie ma centrów handlowych takich jak u nas (chyba że gdzieś dalej). Wszystko to podróbki, ale jakoś nikomu to nie przeszkadza. Torba adidasa za 30zł? Nie ma problemu. Główną klientelą są Meksykanie, zagranicznych turystów jest tutaj niewiele.

Lubię meksykańską kuchnię, więc nie mogłem się więc oprzeć lokalnym tacos. Koszt? 3zł za porcję. Da się jeszcze taniej, ale nie chciałem szukać, skoro były dobre i podawane w minutę od zamówienia. 🙂

W okolicy centrum znajduje się kilka małych parków a w nim charakterystycznie kwitnące drzewa. Czuć wiosnę!

Czas na krótką drzemkę w hotelu, prysznic, chwilę chiloutu na hotelowym tarasie.

Uber i jestem na hali odlotów przed 19:00. Lotnisko jest ogromne i dość chaotyczne. Trudno znaleźć jakąkolwiek rozpiskę, gdzie znajduje się checkin danej linii. Błądzę dobre pół godziny, pytając co chwilę, gdzie jest stanowisko Lufthansy. Gdy w końcu je odnajduję, chcę podejść do checkina, puszczana jest klasa biznes, mimo że byłem pierwszy. Pan nie mógł początkowo uwierzyć, że jestem w pierwszej klasie (tak, nie wyglądałem godnie 🙂 ). Gdy zobaczył bilet, zaczął bardzo przepraszać i kłaniać się kilka razy. W obsłudze była bardzo miła pani, która po odprawie zaoferowała, że mnie zaprowadzi bezpośrednio do lounge. Zostawia stanowisko i idziemy, cały czas nawiązując ze mną rozmowę na różne ciekawe tematy. Poszliśmy do kolejki dla obsługi lotniska/samolotów, gdzie skanowanie trwało tylko minutę. Następnie zostałem zaprowadzony do loży biznesowej American Airlines (Lufthansa nie ma własnego lounge, a te ze Star Alliance jak stwierdziła Pani, nie są godne pierwszej klasy). Powiedziała też, że po mnie przyjdzie, gdy będzie czas.

Sama loża zła nie była. Był bufet, czy obsługa barowa, ja zamówiłem jedynie piwo. Nie jadłem, ponieważ czekała mnie uczta w samym samolocie.

Gdy wybił czas boardingu, ta sama Pani  przyszła poinformować, że będzie kilka minut opóźnienia i by się nie śpieszyć. Po 10 minut przychodzi ponownie, zjeżdżamy windą piętro niżej, gdzie czeka na mniej elektryczny wózek golfowy. Pani tłumaczy, że bramka jest daleko, więc tak będzie lepiej. Faktycznie, jechaliśmy blisko 10 minut.

Boarding właśnie się zaczyna a Pani na mnie czeka (widoczna na zdjęciu po lewej stronie). Omijamy całą kolejkę (400 osób), Pani wręcza moje dokumenty obsłudze. Idziemy mostkiem bezpośrednio do samolotu. I tam się ze mną żegna przekazując mnie załodze samolotu.

Już taki mały detal, że to ta sama osoba co robiła checkina, obsługuje mnie cały czas do momentu wejścia do samolotu potwierdza, że jest to inny poziom obsługi. Obsługa w samolocie wita mnie z nazwiska. I zaprasza na lewą stronę do dziobu Boinga 747-800 na miejsce 1K, pierwsze okna samolotu.

Pierwsza klasa Lufthansy nie jest najbardziej oszałamiającym produktem jeśli chodzi o prywatność, czy ilość miejsca. Inne linie lotnicze mają lepsze fotele, czy więcej przestrzeni, czy nawet zamykane apartamenty. Mimo wszystko to nadal jeden z najbardziej komfortowych sposobów podróżowania. Dlaczego? W pierwszej klasie znajduje się tylko 8 miejsc. Podczas mojego lotu, 5 z nich było zajętych. W tej samej przestrzeni byłoby 16 miejsc klasy biznes lub 40 klasy ekonomicznej. Także dla pierwszej klasy dedykowane są dwie toalety. Dlaczego ta sekcja znajdują się w samym dziobie samolotu? Bo tutaj jest najmniej turbulencji i jest najciszej. W Boingu 747 piloci znajdują się górnym pokładzie, więc nikt tutaj nie chodzi, zapewniając spokój i komfort.

Po zajęciu miejsca, Pani przywitała się z imienia i nazwiska, zwracała się zawsze do mnie Mr. Bodnar. Cała obsługa była niemieckojęzyczna co dało mi okazję do poćwiczenia komunikacji (angielski oczywiście też na wysokim poziomie) Zaproponowała szampana wraz z ciepłymi orzechami. Nie pamiętam teraz nazwy, ale butelka takiego szampana kosztuje około 300 USD za butelkę (nie był to znany Krug). I jest otwierana dla każdego pasażera osobno. Korki otwieranego szampana są charakterystyczne dla każdego startu samolotu w pierwszej klasie. Szczerze, nie czułem ogromnej różnicy od 'tych zwykłych’ szampanów. Jeszcze nie przywykłem, ale kiedyś docenię 🙂

Zostało zebrane zamówienie na kolację oraz kiedy chcę śniadanie (podobno jedzenie robi szef kuchni na pokładzie). Możliwości było dużo, na przykład mogłem decydować jak chcę mieć wysmażony bekon w jajecznicy.

Przy fotelu czekało na mnie kilka dodatków: kosmetyczka, kapcie oraz kod do Wifi. Została także przyniesiona piżama. Wybrałem wersję M, bo z reguły taką noszę. Jednak trzeba było wziąć L ze względu na mój wzrost (M była trochę za krótka). Sama piżama jest nietypowa, bo zawiera w zestawie także szal. Obsługa dbała o ciągłą dolewkę szampana podczas oczekiwania na zamknięcie drzwi samolotu. Nawet wtedy, gdy zapadły zupełne ciemności w samolocie spowodowane awarią. Naprawa usterki zajęła ponad godzinę. Obsługa w tym czasie próbowała nas zająć. Na przykład pokazała jak wygląda całe zaplecze kuchenne.  Gdy wrócił już prąd, nie działał mój monitor. Co w klasie ekonomicznej zostałoby potraktowane – no trudno, może zmień miejsce? W pierwszej klasie schodził nawet sam kapitan samolotu próbując resetować różne systemy.

W końcu, z ponad godzinnym opóźnieniem startujemy.

 

Czas na pierwszą przystawkę – krewetka z rzodkiewką. Do picia wybieram wino – chcę sprawdzić jak smakują, zwłaszcza tych których cena skutecznie odstrasza. Nie mogę się zdecydować (tak naprawdę to się nie znam), pani rekomenduje mi to z RPA, zaś ja kieruję się starszym rocznikiem (2008) z Francji. Widząc moje rozterki dostaję propozycje, by spróbować wszystkich, w stylu wine tasting. Butelki są otwierane bezpośrednio przy mnie.

Okazało się, że Pani miała rację, to z RPA bardziej mi smakuje i towarzyszy mi do końca kolacji.

Czas na prawdziwy kawior. Niech nie zmyli nikogo sposób prezentacji – kawior jest nabierany bezpośrednio z dużego pojemnika i to pasażer decyduje, ile powinno go być.

Po kawiorze czas na drugą przystawkę. Otrzymałem dwie, bo nie wiedziałem którą wybrać.

Wszystko było bardzo dobre. W sumie mógłbym już skończyć jeść. Jednak jesteśmy dopiero na półmetku. Czas na główne danie. Czyli piersi z kurcząt w sosie z pieczonymi ziemniakami i smażonymi warzywami. Było całkiem dobre, aczkolwiek nie tak wykwintne jak poprzednie.

Na koniec jeszcze deser. Skusiłem się na deser o smaku dulce de leche, aby przypomnieć sobie patagońskie klimaty. Był to jednak błąd – smak nie ten sam, zaś konsystencja nijaka.

Po kolacji do kabiny przyszedł kapitan samolotu. Z każdym z pasażerów pierwszej klasy odbył kilkuminutową rozmowę. Proponował także wizytę w kokpicie dla zainteresowanych jak się już obudzimy rano.

Zacząłem przyglądać się pozostałym rzeczom. Pierw system rozrywki, który zawierał wszelkie znane tytuły. Jednak wszystkie zaległości nadrobiłem lecąc do Nowego Jorku, pozostałem przy wyświetlaniu mapy. Wszystko jest sterowane z poziomu pilota a ekran nie jest dotykowy (nie byłoby to też praktyczne ze względu na odległość).

Do dyspozycji były całkiem dobrej jakości słuchawki noise cancellation. Kolejną rzeczą było sterowanie fotelem – bardzo rozbudowane. Do tego stopnia, że podnóżek był także elektrycznie sterowany.

Warto dodać, że w podnóżku znajduje się ogromny schowek, który pomieści prawie cały bagaż podręczny. Po prawej stronie były dwa małe schowki, w jednym słuchawki, w drugim idealnie chowały się wszelkie drobiazgi jak telefon, czy dokumenty. Miałem chwilę, by dokładniej przyjrzeć się małym 'umilaczom’.

Do dyspozycji była kosmetyczka, która zawierała wszystko co niezbędne z perspektywy pasażera pierwszej klasy. Jak choćby katalog reklamujący firmę tworzącą kosmetyczkę, czy łyżkę do butów. Ale także dobrej jakości opaskę na oczy, zatyczki do uszu, szczotkę do włosów, pastę do zębów i szczoteczkę, czy także zestaw kosmetyków do ciała. Same kapcie faktycznie są rodem z pierwszej klasy. Bardzo pluszowe i służyły mi jeszcze w domu przez kilka miesięcy.

Poszedłem przebrać się w piżamę, prosząc jednocześnie obsługę o przygotowanie łóżka. Finalnie wyglądało ono tak:

Na fotelu znajduje się cienki materac. Nigdy tak dobrze nie spałem w samolocie, było to prawie 6 godzin nieprzerwanego snu.

Poranek przywitał nas pięknym widokiem w kabinie. Trzy okna na wyłączność dają zupełnie inną perspektywę na życie 🙂

Posiłek zgodnie z obietnicą – jajecznica z bekonem.

Po śniadaniu ponownie w kabinie zawitał kapitan samolotu. Przeprosił za opóźnienie i dla każdego z pasażerów podał dokładne informacje, gdzie czeka ich przesiadka, czy zdążą i że wszystko będzie odpowiednio czekać po wylądowaniu. Podał także alternatywne połączenia, gdybyśmy jednak nie zdążyli. Niestety na wizytę w kokpicie było już za późno (niestety za długo spałem). Może kolejnym razem! Pozostało jedynie delektowanie się widokami oraz przestrzenią na nogi.

Na koniec warto dodać, że wyróżniającym detalem w pierwszej klasie w Lufthansie są zawsze świeże róże. Lądujemy we Frankfurcie z półgodzinnym opóźnieniem. Czas pożegnać się z królową niebios (747 ma przydomek Queen of the Skies). Ikoniczny wygląd niezmiennie w powietrzu od 50 lat. I moje pierwsze 3 okna znajdujące się na dolnym pokładzie.

To nie koniec przygody. Specjalnie wybrałem długą przesiadkę … tylko po to, aby dzień spędzić w osobnym terminalu pierwszej klasy. Tak, we Frankfurcie jest dedykowany budynek dla tej klasy podróży. Mimo że mój kolejny lot jest w klasie biznes – to przylatując tego samego dnia ma się wstęp do tego terminala. Nie jest on typowo dedykowany do osób przesiadających się (te mają do dyspozycji lounge, które ma taką samą ofertę). Dlatego muszę opuścić lotnisko i przejść się 10 minut pieszo. Sam terminal jest samowystarczalny – to oznacza że ma dedykowany checkin, security i kontrolę paszportową. Jednak w wariancie luksusowym i bez kolejek. Tam wita mnie osoba, która towarzyszy mi przez cały pobyt w terminalu (ponad 8 godzin). Po sprawdzeniu dokumentów pyta się, czy jestem pierwszy raz i oprowadza mnie po włościach. Mnóstwo miejsca, może 20 osób pasażerów przebywających w lounge. Do dyspozycji są zarówno wygodne siedzenia, jak i biurka przy których można pracować. Także do dyspozycji są prysznice, pokój cygar (niestety za same cygara trzeba płacić), bar z alkoholami z całego świata, bufet oraz restauracja. Decyduję się na prysznic:

Potem czas na nic innego jak na świeżo przygotowanego sznycla (w restauracji wszystko jest bezpłatne i świeżo przygotowywane). Był wyśmienity.

Dopycham się deserem z bufetu, który wygląda następująco:

Po jedzeniu decyduję się popracować. Takie miejsca są dla mnie inspirujące i motywują do wytężonej pracy. Bo w takich miejscach pracuje najbardziej dochodowy biznes? 🙂

Mimo pokaźnego wyboru alkoholi odpuszczam – ze względu na pracę oraz wieczorny przejazd samochodem.

Po kilku godzinach zjadłem kolejnego sznycla (ależ ja je uwielbiam) i nie wiadomo kiedy przyszedł czas na boarding. Podeszła po mnie ta sama osoba co witała mnie w terminalu (blisko 9 godzin od mojego przyjścia, co oznacza, że mają nienormowany czas pracy?). Zaprowadziła mnie do dedykowanej kontroli paszportowej. Następnie zostałem odwieziony z pod terminala po płycie lotniska prosto do samolotu Porsche Cayenne (to jest właśnie przewaga terminala nad lounge!).

I tak mija właśnie moje 24 godziny w luksusie. Powrót do rzeczywistości był o wiele przyjemniejszy niż po klasie ekonomicznej.

Podsumowanie

Czy było warto? Zdecydowanie. Jest to doświadczenie, które polecam przeżyć na własnej skórze. Czy luksus można polubić? Oj tak. Czy można się przyzwyczaić? Obawiam się, że tak. Czy jest warte pieniędzy (bilet pierwszej klasy może kosztować na 20 000zł w jedną stronę)? Pewnie nie. Jednak wydając na nie ciężko uzbierane mile jest najlepszą nagrodą jaką można sobie za nie kupić. Myślę, że to mój nie ostatni raz. 🙂 Potrafię sobie wyobrazić taki kontrast – trzy tygodnie trekkingu i teleportacja do takiego luksusu. Skrajności pozwalają doceniać rzeczy i je w pełni wykorzystać! A co o tym Ty sądzisz?

Koszty

CoKwota (zł)Opis
Bilet do Meksyku540złDelta Airlines
Hilton Nowy Jork0zł20000 punktów Hilton
Hilton Mexico City0zł20000 punktów Hilton
Bilet Meksyk - Kraków1180 złpodatki + 95000 mil Miles and More
Uber w Meksyku50złZ lotniska i powrót
Wydatki w Meksyku50złJedzenie i pamiątki
SUMA1820zł